Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/407

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sawinjusz zwrócił kroki w stronę wyspy Ś-go Ludwika. Ani chwili nie chciał tracić napróżno.
Roland znajdował się tam rzeczywiście. Poeta znalazł też w wielkim salonie Gilbertę i jej matkę.
Gdy służący oznajmił Cyrana, hrabia pobladł okropnie. Gilberta zaś nie mogła powstrzymać okrzyku radosnego zdziwienia.
Poeta wszedł do salonu z uśmiechem na ustach i przywitawszy damy, oraz uścisnąwszy rękę margrabiego, zwrócił się, wciąż uśmiechnięty, do Rolanda:
— I cóż? — rzekł — nie oczekiwałeś mnie zapewne, mój druhu serdeczny?
— Cieszę się, że cię widzę w dobrem zdrowiu — wyjąkał hrabia, nie wiedząc prawie, co mówi.
— Więc zdrowie moje aż tak bardzo cię obchodzi? Jesteś doprawdy zbyt dobry. Ale w niemniejszym zapewne stopniu jesteś ciekawy, szczegółów mojej podróży. Jeśli chcesz, opowiem ci je.
— Tu? — zapytał Roland niespokojnie.
— Nie; panie znudziłyby się, słuchając.
— Kiedy bo...— wykręcał się hrabia — trudno mi w tej chwili poświęcić ci tyle czasu, ile ta rzecz wymaga.
— W istocie — przybył mu z pomocą margrabia, który przewidywał jakieś starcie i zapobiec mu pragnął — pan de Lembrat był łaskaw poświęcić nam cały dzień dzisiejszy. Liczymy, że i ty, kochany Sawinjuszu, dotrzymasz nam towarzystwa.
— Jeśli hrabia przyjął to zobowiązanie, niegrzecznie byłoby zmuszać go do niesłowności.Pozostanę więc i ja, kochany margrabio, skoro życzysz sobie tego.
Przy tych słowach posłał znaczące spojrzenie Rolandowi.
Od tej chwili pomiędzy gośćmi nie zostało za-