Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/404

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zilla, zdając się nie zwracać uwagi na ton ironiczny, jaki się słowach tych przebijał, odpowiedziała:
— Sprawa wielkiej wagi sprowadza mnie do pana, panie Cyrano. Czy zechcesz mnie pan wysłuchać?
— Z jak największą uwagą. Pragniesz pani może dowiedzieć się czego o swym niezrównanym braciszku?
— I cóż mój brat?
— Jeżeli nie przybył razem ze mną do Paryża,to już z pewnością nie moja w tem wina. Drapnął — z pod mojej najczulszej opieki. Ale bądź pewna, że prędzej, czy później, nawrócę go na dobrą drogę i wynagrodzę wedle zasług.
— Nie o brata tu chodzi — przerwała Zilla, którą dobry humor poety drażnić poczynał.— Chodzi o Manuela.
— Ach! o Manuela? Biedny chłopiec! z jakąż rozkoszą uściskałbym go w tej chwili!
Cyganka przystąpiła do rzeczy, Opowiedziała o wszystkiem: o miłości swej, zazdrości, walkach wewnętrznych i zakończyła spowiedź prośbą o przebaczenie.
Poeta z zasady łatwo wszystkim przebaczał.
— Ależ doprawdy — rzekł do Zilli — niczego więcej nie pragnę! Wyznanie, które uczyniłaś, okupuje bardzo wiele błędów, i jeśli tylko jesteś szczerą.
— Chcesz pan dowodu? — przerwała cyganka.
— Alboż go posiadasz? — spytał Cyrano, zaciekawiony,
Zilla wydostała z pod okrywki księgę, zabraną z domu i, nic nie mówiąc, położyła ją przed poetą.
Był to gruby zeszyt pergaminowy, w prostej, lecz mocnej oprawie, którego pierwsze karły nosiły datę bardzo już odległą.