Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prócz potężnych chrapań, do których już przywyknął.
Ben Joel nacisnął ostrożnie drzwi, które wykręciły się lekko na zawiasach, przebiegł na palcach przez pokój następny i znalazł się przy drugich drzwiach, wiodących do przedsionka.
Te ostatnie zamknięte były poprostu na klamkę. Klucz tkwił z przeciwnej strony.
Baczny na wszystko cygan, zaraz po wyjściu, zakręcił klucz i na dwa spusty zamknął burgrabiego w jego własnem mieszkaniu.
Ale wykraść się z celi, to jeszcze nie wszystko. Trzeba było nadto wykraść się z zamku.
Mury zamkowe były wysokie; otaczał je zaś głęboki rów, napełniony wodą. Na tyłach zamku rozciągał się ogród, w takiż sam sposób broniony. W tę stronę skierował się Ben Joel, licząc, że tędy łatwiej wymknąć się potrafi.
Noc była bardzo widna i światło księżyca pozwalało rozpoznawać przedmioty, tak prawie, jak przy pełnym blasku dnia.
Skradając się ostrożnie w cieniu, rzucanym przez rozłożyste drzewa, cygan dostał się na sam koniec ogrodu.
Widać stąd było w oddaleniu białe ściany domów wiejskich, oraz połyskującą, nakształt srebrnej wstęgi, rzeczułkę.
Ben Joel, rozglądając się pilnie dokoła, zauważył w jednem miejscu szluzę, biegnącą w kierunku prostopadłym do muru, a zatem przecinającą fosę przez całą szerokość.
Gdyby udało mu się postawić stopę na pierwszym kamieniu tej szluzy, potrafiłby, z wrodzoną sobie kocią zwinnością, przedostać się suchą nogą na brzeg przeciwny.
Rzeczą najważniejszą było: dostać się za ów