Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

interesa, abyś mógł za dwa tygodnie udać się do Paryża. Zkolei ja tobie ofiaruję gościnność u siebie.
Ksiądz Szablisty trochę się wymawiał; ale wkońcu przyjął zaproszenie, i Cyrano odjechał, zadowolony z tego obrotu sprawy.
Ben Joel został przywiązany do wierzchowca Rinalda. Straż nad nim powierzono Castillanowi, i mała karawana skierowała ku Paryżowi.
Nie zapomnijmy dodać, że w orszaku znajdowała się również Marota.
Zwróciła się ona do Cyrana z prośbą, aby pozwolił jej towarzyszyć sobie, i poeta, któremu podobała się jej pustacka wesołość i który cenił ją za oddaną wspólnej sprawie przysługę, z chęcią na to przystał.
Ben Joel, dostrzegłszy w chwili odjazdu Marotę, cisnął jej jedno z tych wściekłych spojrzeń, które wyrażają więcej niż długie przemowy.
Tancerka poprzestała na wzruszeniu ramionami, oraz na przesłaniu Castillanowi spojrzenia i uśmiechu, które sekretarzowi poety kazały ostatecznie zapomnieć o wstydzącej roli, jaką odegrał w Romorantin.
Cyrano odzyskał w zupełności swój świetny humor.Postanowił obrócić drogę na Colignac. Nie przedłużało to jej zbytecznie, jadąc zaś tamtędy, mógł był poeta podziękować czulej i swobodniej przyjacielowi swemu za wyświadczoną sobie przysługę, oraz pokłonić się raz jeszcze sławetnemu Cadignanowi, swemu najserdeczniejszemu — wrogowi.


XIV

Pomiędzy podróżnymi jeden tylko był ponury i zamyślony: Ben Joe!.
Jegomość ten myślał o jednem tylko, a miano-