Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wisi na włosku i gdy jedna chwila stanowi o śmierci lub ocaleniu.
Przez długi czas nie wychodziła z tego odrętwienia, obojętna zarówno na współczucie, jak i na urągania przechodniów.
Jedną tylko rzecz widziała przed sobą: wielką, groźną, w dziwaczne linje powyginaną bryłę gmachu więziennego, która wykreślała się twardo na ciemniejącem stopniowo niebie.
Po pewnym czasie ta bryła stała się już tylko plamą, a plama zlała się w jedno z całkowicie już ciemnem tłem nieba, poczem jasny srebrzysty promień oświetlił szczyty murów.
Zapadła już noc, a Zilla wciąż oczekiwała.
Spędziła pół dnia na twardych kamieniach ulicy, zatopiona w myślach i nieruchoma, chwilami tylko budząc się z odrętwienia, aby podnieść głowę i zobaczyć, czy Johann nie powraca.
Ale nikt się nie zjawiał.
Noc stawała się coraz ciemniejsza i cichsza; wpobliżu ozwała się grzechotka nocnego stróża, wzywającego do gaszenia światła, i Zilla musiała wyrzec się nadziei otrzymania wiadomości, od której szczęście jej całego życia zawisło.
Wszystkie sprężyny jej duszy poczęły rozhartowywać się i rozluźniać.Podniosła ręce do piersi, którą przeszywał ból ostry, a gdy chciała podnieść się, uczuła nagły zawrót głowy i ponownie upadła na ziemię.
Ta krzepka, wytrwała cyganka została nareszcie pokonana. Nie pokonały jej wzruszenia, nie pokonała boleść — zwycięstwo odniosła nad nią natura.Uczuła głód i despotyczna władza potrzeb fizycznych, zmuszająca do zajmowania się sobą tych nawet, co innym życieby oddać chcieli, zwróciła chwilowo myśli jej w inną stronę.