Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

—Poczekaj pani — dodał prawie natychmiast Johann, — Omyliłem się, mówiąc, że odwiedzali więźnia tylko starosta i szlachcic...
— Któż był więcej? — spytała z gorączkową niecierpliwością cyganka.
— Człowiek jakiś, który przed chwilą przybył do Chatelet-służący, jak się zdaje...
—Czego chciał ten człowiek?
— Przyniósł dla więźnia posiłek.
— Posiłek! wykrzyknęła Zilla,bledniejąc.
— Tak. Widocznie jakaś poczciwa dusza użaliła się nad dolą tego Manuela i, wiedząc, jak nędznie karmią więźniów, zapragnęła pożywić go czemś smacznijszem.
— A! wszystko, wszystko stracone!— wykrzyknęła Zilla z najwyższą boleścią,załamując ręce ruchem rozpaczliwym, — W ciągu tego czasu, który ja zmarnowałam bez pożytku u starosty, nędznik doprowadził swój zamiar zbrodniczy do skutku.
Dla Johanna ten nagły wybuch boleści był zgoła niezrozumiały. Starał się on nadaremnie uspokoić Zillę. Nie słuchała go. Straszne widzenie, które przeraziło ją przed godziną tam, w izbie starosty, znów stanęło jej przed oczami, i z zatrzymanym w piersiach oddechem, z nieruchomą żrenicą, całą duszą w niem zatonęła.
Wreszcie powróciła jej świadomość rzeczywistości.
— Johanie!-przemówiła z trudnością — ja muszę go ocalić, słyszysz? muszę! Ale trzeba koniecznie, abyś ty mi do tego dopomógł.
— Czego się pani obawia?
— Aby nie uśmiercono Manuela, Przysięgam ci wdzięczność dozgonną, zacny chłopcze, jeśli usuniesz grożące mu niebezpieczeństwo. Stanę się two-