Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

raci! a chodźcie-no zobaczyć wilka, co sam wlazł w żelazo! Dobry miał węch, że tu się skierował, bo już go starościńscy nie dostaną!
Następnie, zapominając o swych planach obrony, przyskoczył do Cyrana, mówiąc:
— W imieniu króla więźniem cię swym czynię!
— Czyń, co chcesz, przyjacielu — rzekł z obojętną uległością poeta, którego wypadki tego dnia uczyniły na wszystko już obojętnym.
Zaledwie też słowa te wymówił, uczuł jak rozhartowywa się nagle i duch jego i ciało. Nie mogąc użyć na swą obronę ani siły, ani podstępu, ugiął się pod ciosem, i ten najwaleczniejszy z walecznych upadł zemdlony, jak słaba niewiasta, na ręce stojącego przy nim łucznika.


VII

Gdy Ben Joel, odbywający drogę pod nazwiskiem Castillana, zaopatrzony w list Bergeraca, przybył do Saint-Sernin i zapukał do drzwi plebanii, proboszcz wstał już od wieczerzy i zamyślał udać się na spoczynek.
Cygan, wprowadzony przez Joannę, wszedł do pokoju, z kapeluszem w ręce, i ruchem szlachetnym a powściągliwym podał księdzu pismo Cyrana.
Jakób Szablisty rozerwał kopertę i szybko przebiegł list oczami.
Ale, zamiast objawić wielką serdeczność i zasypać przybysza grzecznościami — czego Ben Joel spodziewał się — proboszcz zwrócił nań wzrok pytający i jął badać go z odcieniem podejrzliwości.
Ksiądz Jakób nie zapomniał zaleceń swego przyjaciela Cyrana. Poeta z taką pilnością starał się zabezpieczyć depozyt swój od wszelkiego rodzaju podstępów, tak wielką ostrożność nakazał probo-