Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylko wolę anielską, aby bez żadnego oporu zaprowadził mnie do kościoła. Sądzę, mój chłopcze, że tym człowiekiem jesteś ty właśnie.
— To jeszcze niewiadomo, mój jegomość! — odpowiedział Pietrek.
— Poczekaj, anioł oznajmił mi prócz tego, że z kościoła człowiek ten przyprowadzi mnie napowrót do więzienia, i że musi być mi posłusznym, bo inaczej w tym roku umrze.
— Nie; to napewno nie ja!-zaprzeczył ponownie wieśniak, któremu nie trafiły jakoś do przekonania myśli, podsuwane mu przez poetę.
— Nie wiem, czy to ty, czy kto inny, ale to wiem, że w razie wątpliwości wystarczy mi zapytać go, czy zapisany jest do bractwa szkaplerzowego? Więc zapytuję cię właśnie o to. Odpowiedź.
— No, no! to jegomość musi mieć podwójny wzrok, kiedy tak wie o wszystkiem. Należę do bractwa, nie zapieram się tego. Jak to jednak jegomość mógł taką rzecz odgadnąć, nie znając mnie wcale?
— Mogę wszystko zrobić, co zechcę. Czy wątpisz jeszcze o tem.?
— Oj nie! już nie wątpię! I zrobię, co anioł rozkazał, niema rady.
Cyrano odetchnął uspokojony.
— Ale — ciągnął Pietrek — to musi być zrobione jutro o dziewiątej rano. Mój pan będzie wtenczas w mieście, gdzie wyprawia zaręczyny swojej córce, którą wydaje za syna kata. A ten kat, to bogacz całą gębą. Mówię, że synek dostanie od niego taką kupę pieniędzy, ale to, mówię jegomości, taką kupę...
Sawinjusz przerwał to zajmujące opowiadanie uwagą:
— Nie zapomnij przynieść swego ubrania, które włożę aby mnie nie poznano, i które ci oddam, wróciwszy do więzienia.