Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeden, a już Bergerac byłby o tem uwiadomiony Otóż, jest rzeczą niezbędną, aby Bergerac sądził, że jego sekretarz znajduje się wciąż w drodze; inaczej może on sam wmieszać się do sprawy i szyki nam pokrzyżować. Musimy przydybać Castillana w jakim kącie odludnym, gdzie by nie wiedziano: kto on zacz, skąd przybywa i dokąd dąży. Zrozumiano?
— Najzupełniej — odrzekł szlachcic prowansalski. — Ale jeżeli rzeczy będą iść tą koleją, zaciągnie on nas do samego Orleanu.
— Tak pan sądzisz, panie Esteban? Otóż upewniam pana, że już w Estampes będziesz mógł puścić mu finfę pod nos. Po przebyciu pięciu lub sześciu mil, zarówno człowiek jak koń domagają się odpoczynku i muszą skręcić z gościńca do jakiej przydrożnej oberży.
— Znajduje się dobra oberża w Estampes? — zapytał zbir.
— Nie wiem; nigdy tam nie byłem. Zastosujemy się zresztą najzupełniej do gustu i wyboru młodzieńca. Mam nadzieję, że się na nim nie zawiedziemy.
— Och! — wtrącił Ben Joel — każda oberża będzie dla nas dobra na ten krótki przeciąg czasu!
— Przepraszam! — zaprzeczył Esteban. — Przecie nie wyprawimy młokosa na tamten świat, zlazłszy zaledwie z siodeł.
— Czemużby nie? — zapytał Rinaldo.
— Gdyż zajedziemy tam późno, gdyż ja jestem bardzo głodny, a zwłaszcza bardzo spragniony, i wreszcie, gdyż nie mam zwyczaju bić się na czczo, chyba gdy jestem do tego przymuszony.
— O, panie Esteban! — zaśmiał się drwiąco Rinaldo, mierząc wzrokiem kościstą figurę zbira — uważałem pana za istotę mniej cielesną.