Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Trzymam już w ręku koniec nici, po której dojdziemy do kłębka — ciągnął, doszedłszy do relacji z drugiego widzenia się Cyrana z Castillanem.Pisarek Kapitana Czarta udaje się jutro do Perigord.
— A! więc to tam znajduje się pismo mego ojca?
— Tak; u jednego z przyjaciół de Bergeraca.
— Nie udało ci się pochwycić imienia tego przyjaciela? A
— W rozmowie tytułowano go poprostu Jakóbem.
—Jakób coby to był za Jakób? — powtarzał Roland, przywołując nadaremnie wspomnienia, gdyż nie miał żadnych stosunków z proboszczem z SaintSernin i obcą mu była najzupełniej przyjaźń, łącząca go z Cyranem.
— Niech jaśnie pan nie szuka, Powiedziałem już, że trzymam za nitkę. Posłaniec wiezie list od Cyrana.
— Adresowany do Jakóba?
— Tak, Teraz już jaśnie pan rozumie?
— Rozumiem. Musimy ten list dostać.
— Dostaniemy go. List ten pouczy nas dokąd dąży Castillan, a więc zarazem, gdzie znajduje się potrzebny nam dokument.
— Lecz — zauważył hrabia niespokojnie — czy w liście tym niema przypadkiem jakich szczegółów, odnoszących się do pisma mego ojca?
— Bergerac mówił wyraźnie, że treść ostatniego dowodu pozostać musi nie znaną zarówno temu, kto go posiada, jak temu, co odebrać go śpieszy.
— Bardzo dobrze — rzekł hrabia ucieszony. Zdobyć list nie będzie chyba rzeczą trudną; pisarek nie jest z ludzi, którzyby bronić go potrafili.
— Jeżeli spróbuje obrony—biada mu!