Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wielkim i wskazującym, powstrzymała w jednej chwili ten ruch niegościnny.Starucha wyrwała szybko pieniądz z pomiędzy palców Cyrana;twarz jej wykrzywiła się brzydkim grymasem, który miał oznaczać uśmiech uprzejmy.
Czego życzy sobie Jego wielmożność? — spytała.
— Cóż to babo-zgromił ją poeta — trzebaż koniecznie złotgo klucza, aby ci dziób otworzyć? Chcę pomówić z Zillą!
— A co to za interes?
— To do ciebie nie należy.
— Kiedy bo Zilla nie bardzo chętnie przyjmuje nieznajomych, szczególniej o tej godzinie i kiedy jest sama.
Cyrano pobrzęknął kieską, w której złote i srebrne sztuki wydały dźwięk nader przyjemny dla ucha.
— Kiedy nieznajomi — wyrzekł — mogą ofiarować taką cenę za przysługę, której żądają, Zilla, jak mniemam, nie będzie zbytecznie liczyć się z godziną. Krótko mówiąc, łaskawa damo — dodał to nem poufale ironicznym — przybywam w celu kupienia napoju miłosnego.
—Jeśli tylko o to chodzi — oświadczyła uspokojona megera-jego wielmożność nie mogła trafić lepiej. Proszę do środka. Temi schodami raczy pan iść na górę; doprowadzą one prosto do pokoju Zilli.
Cyrano obyć się mógł wygodnie bez tych wskazówek; znał on już drogę do gniazda cyganów. To też śmiało wstąpił na strome i brudne schody, na których Castillan potknął się i pośliznął trzy, czy cztery razy, co prowadziło tyleż klątw na Dom Cyklopa.
Wąska smuga światła, wychodząca z niedomykających się drzwi Zilli, wskazywała drogę Cyra-