Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach, jasny panie, czyn mój łatwo da się usprawiedliwić. Przypadek zbliżył mnie do pana de Bergerac, gdy zaś dostrzegłem, że pan de Bergerac, na zasadzie pewnych szczególnych okoliczności, domniemywa się w Manuelu wicehrabiego Ludwika de Lembrat, postanowiłem skorzystać z jego omyłki, aby zapewnić świetny los jednemu ze swych towarzyszów, o którym wiedziałem, że mnie przypuści do udziału w zyskach.
Ludwik, przybity do ziemi zeznaniem Ben Joela, zaczynał już wątpić sam o sobie.
— Piekielna maszynerja! — nie mógł powstrzymać się od zauważenia Jan de Lamothe.
Cyrano, który siedział dotąd w zupełnem milczeniu, przy ostatnich słowach cygana podniósł się i, stając przed nim, groźnie zawołał:
— Kogo ty chcesz wywieść w pole, Egipcjaninie przeklęty? To musi być wyjaśnione.
Brat Zilli zgiął się z uniżonością, nieco ironiczną,przed pytającym i odrzekł:
— Mówię świętą prawdę, jasny panie.
— Kłamiesz! — wykrzyknął wówczas Ludwik, wychodząc na chwilę z odrętwienia. — Czyż nie masz w ręku dowodów, stwierdzających moje po chodzenie?
— Prawda! — poparł przyjaciela Cyrano — odnośne świadectwo zapisane jest w księdze rodu starego Joela, Zapamiętaj to, mości starosto.
Jan de Lamothe uśmiechnął się znacząco i zapytał:
— Czyś pan widział, panie de Bergerac, księgę, o której mówisz?
— Nie.
Starosta wzruszył ramionami i zwracając się do Ludwika, powtórzył:
— A może pan ją widziałeś?