Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

by blada jesień rozpięła nad niemi biały welon, czekając na swego zimowego oblubieńca. Boże Narodzenie było więc jednak białe, a był to dzień wielkiej radości. Przed południem nadeszły listy i podarki od panny Lawendy i Jasia. Ania otworzyła listy w wesołej kuchni Zielonego Wzgórza, napełnionej tem, co Tadzio, pociągając z ekstazą nosem, nazywał „pięknemi zapachami“.
— Panna Lawenda i pan Irving urządzili się już w swoim nowym domu, — opowiedziała Ania. — Jestem przekonana, że panna Lawenda czuje się zupełnie szczęśliwa — poznaję to z tonu jej listu — ale jest tam i dopisek Karoliny Czwartej. Jej się Boston zupełnie nie podoba i tęskni okropnie. Panna Lawenda prosi, abym będąc teraz w domu, poszła kiedyś do Chatki Ech, rozpaliła ogień i przewietrzyła chatkę, żeby poduszki nie zbutwiały. Namówię chyba Dianę, żeby tam ze mną poszła w przyszłym tygodniu. Będziemy mogły spędzić wieczór z Teodorą Dix. Chciałabym zobaczyć Teodorę. A propos, czy Ludwik Speed odwiedza ją jeszcze?
— Mówią tak, — odpowiedziała Maryla, — prawdopodobnie bywa u niej jeszcze. Ludzie przestali już wierzyć, że konkury te doprowadzą do czegoś.
— Jabym na miejscu Teodory popędziła go trochę, — rzekła pani Linde, i nie ulega wątpliwości, że pragnęłaby tego.
Pośród listów znalazła się też charakterystyczna bazgrota Filipy, pełna Olesia i Alfonsa, co mówili i co czynili i jak wyglądali, gdy ją ujrzeli.
„Ale nie mogę się jeszcze zdecydować, za którego z nich wyjść“, pisała Fila. „Żałuję, że nie pojechałaś ze mną, aby powziąć za mnie decyzję. Ktoś będzie musiał to zrobić. Kiedy ujrzałam Olesia, serce moje wykonało wiel-