Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na sobie samego djabła. Na szczęście bliźniąt nie było przy tem. Nie byłby to dla nich odpowiedni widok. Tuż przed strumykiem pastor zeskoczył czy też spadł. Świnia jak oszalała przebiegła przez strumień i wpadła w las. Maryla i ja zbiegłyśmy wdół i pomogłyśmy pastorowi wstać i oczyścić się. Nie był zraniony, ale był wściekły. Uważał najwidoczniej Marylę i mnie za odpowiedzialne, chociaż go zapewniłyśmy, że świnia nie należy do nas i przez całe lato dokucza nam. A zresztą poco przychodził przez tylne drzwi? Pan Allan nigdyby tego nie zrobił. Długo jeszcze potrwa, aż dostaniemy takiego pastora jak pan Allan. Ale niema tego złego, coby na dobre nie wyszło: od tego czasu nie widzieliśmy już owej świni i mam wrażenie, że nigdy jej już nie zobaczymy.
W Avonlea jest spokojnie. Zielone Wzgórze nie wydaje mi się tak samotne, jak się spodziewałam. Zacznę pewnie tej zimy nową kołdrę, pani Slone ma piękny wzór.
Kiedy czuję, że potrzeba mi trochę podniety, czytam o morderstwach w gazecie bostońskiej, którą przysyła mi moja siostrzenica. Nigdy tego nie robiłam, ale wiadomości te są rzeczywiście bardzo ciekawe. Stany Zjednoczone muszą być okropnym krajem. Mam nadzieję, że nigdy tam nie pojedziesz, Aniu. Ale straszna to rzecz, jak się obecnie dziewczęta włóczą po świecie. Zawsze mi to przypomina szatana w księdze Hioba. Nie leży to chyba w zamiarach Boga.
Tadzio od twego wyjazdu sprawuje się dość dobrze. Kiedyś był niegrzeczny i Maryla ukarała go, każąc mu przez cały dzień nosić fartuch Toli, poczem Tadzio pokroił wszystkie fartuszki Toli. Dałam mu za to klapsa, a on zagnał na śmierć mojego koguta.
Mac Phersonowie sprowadzili się do mojego domu. Ona jest bardzo dobrą gospodynią.