Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Za późno było wracać, gdyż piwnooka dziewczyna wywnioskowała widocznie z ich zachowania, że przyszły do niej, aby z nią pomówić. Podniosła się z miejsca i zbliżyła się ku nim z wyciągniętą ręką i uśmiechem, w którym nie było ani cienia lękliwości lub onieśmielenia.
— O, tak pragnęłam się dowiedzieć, kim jesteście, — zawołała nieznajoma z zapałem. — Konałam z ciekawości. Widziałam was dzisiaj rano w Redmondzie. Powiedzcie, czy nie było tam okropnie? Przez czas czekania tam żałowałam, że nie zostałam w domu, aby wyjść zamąż.
Ania i Priscilla wybuchnęły na to niespodziane zakończenie hałaśliwym śmiechem, piwnooka dziewczyna zaśmiała się także.
— Pragnęłam tego rzeczywiście. Mogłam tak postąpić. Chodźcie, usiądźmy na tym kamieniu nagrobnym i zapoznajmy się. Nietrudno nam będzie. Wiem, że się serdecznie polubimy wzajemnie. Wiedziałam o tem, gdy tylko ujrzałam was dzisiaj rano w Redmondzie. Taką miałam ochotę, podbiec do was wprost i wyściskać was!
— A dlaczego tego nie uczyniłaś? — zapytała Priscilla.
— Poprostu dlatego, że nie mogłam się na to zdecydować. Zawsze mi jest trudno powziąć jakąś decyzję. Wadą moją jest niezdecydowanie. Gdy postanawiam coś uczynić, czuję zarazem, że inna droga postępowania byłaby właściwsza. Jest to wielkie nieszczęście, ale taką się urodziłam i niema sensu ganić mnie za to, jak to niektórzy czynią. Dlatego nie mogłam się zdecydować podejść do was i rozmawiać z wami, choć tego bardzo pragnęłam.
— Myślałyśmy, że jesteś zbyt lękliwa, — rzekła Ania.