Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Myślę, — rzekła Ania miękko, — że, „kraj, w którym spełniają się marzenia“, znajduje się tam wdole, wśród tych błękitnych oparów nad małą dolinką.
— Czy masz jakieś niespełnione marzenia, Aniu? — zapytał Gilbert.
Coś w jego głosie — coś, czego nie słyszała od owego strasznego wieczora w ogrodzie „Ustronia Patty“ wprawiło serce Ani w gwałtowne drżenie. Ale odpowiedziała swobodnie.
— Naturalnie, każdy je ma. Nie zadowolnilibyśmy się nawet tem, gdyby wszystkie nasze marzenia były spełnione. Bylibyśmy niejako martwi, gdybyśmy już nie mieli o czem marzyć.
Ale Gilbert nie dał się w ten sposób zbić z tropu.
— Ja mam jedno marzenie — rzekł wolno. — Marzę je nieustannie, chociaż wydaje mi się często, że nie może się ono nigdy spełnić. Marzę o domu z kominkiem, kotem i psem, o krokach przyjaciół i o tobie.
Ania chciała mówić, ale nie znajdowała słów. Szczęście spłynęło na nią jak fala. Przerażało ją niemal.
— Przed dwoma laty zadałem ci pewne pytanie, Aniu. Gdybym je dzisiaj powtórzył, czy dałabyś mi inną odpowiedź?
Ania ciągle jeszcze nie mogła mówić. Ale podniosła wzrok, w którym połyskiwał zachwyt miłosny, i przez chwilę spoglądała w jego oczy. Gilbertowi nie trzeba było innej odpowiedzi.
Aż do zmroku wałęsali się po starym ogrodzie. Tak wiele mieli do mówienia i wspominania — o rzeczach mówionych, słyszanych i myślanych, odczuwanych i źle rozumianych.
— Myślałam, że kochasz Krystynę Stuart, — rzekła Ania z wyrzutem, jakby nie dała Gilbertowi najmniej-