Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, Janka poradziła sobie bardzo dobrze, — chociaż nawet nie skończyła uniwersytetu, — rzekła pani Andrews, unosząc dumnie głowę. — Pan Inglis ma miljony, a w podróż poślubną wybierają się do Europy. Kiedy powrócą, zamieszkają we wspaniałym pałacu marmurowym w Winnipeg. Janka ma jedno tylko zmartwienie: umie tak doskonale gotować, a mąż nie pozwoli jej przecież tego robić. Jest tak bogaty, że stać go na dostateczną ilość służby. Będą mieli kucharza i dwie pokojówki, poza tem woźnicę i człowieka do posług. Ale co u ciebie słychać, Aniu? Po tym całym uniwersytecie nie słyszałam nic o twojem zamążpójściu.
— O, — zaśmiała się Ania, — zostanę starą panną. Nie mogę rzeczywiście znaleźć nikogo, ktoby mi odpowiadał.
Było to trochę złośliwe z jej strony. Miało to przypomnieć matce Janki, że gdyby została starą panną, to jednak nie dlatego, aby nie miała niejednej nawet sposobności do małżeństwa. Ale pani Andrews zemściła się szybko.
— No, zbyt wybredne dziewczęta zostają zwykle na lodzie, — zauważyła. — A czy to prawda, co słyszałam o Gilbercie Blythe, że zaręczył się z panną Stuart? Karol Slone opowiadał mi, że jest ona skończenie piękna. Czy to prawda?
— Nie wiem, czy to prawda, że Gilbert zaręczył się z panną Stuart, — odpowiedziała Ania z zupełnem opanowaniem, — ale rzeczywiście prawdą jest, że panna Stuart jest bardzo ładna.
— Zdawało mi się dawniej, że ty i Gilbert pobierzecie się kiedyś, — rzekła pani Andrews. — Jeżeli nie będziesz się miała na baczności, wszyscy twoi adoratorzy wymkną ci się z rąk.