Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słyszałam dzisiaj, że zaręczyny Gilberta Blythe z Krystyną Stuart mają być ogłoszone zaraz po promocji. Czy słyszałaś też o tem?
— Nie, — rzekła Ania.
— Myślę, że to prawda, — rzekła Fila swobodnie.
Ania nie odpowiedziała. W ciemności czuła, jak twarz jej płonęła. Wsunęła rękę za kołnierz i dotknęła złotego łańcuszka. Jedno szarpnięcie i łańcuszek ustąpił. Ania ukryła wisiorek w kieszeni. Ręce jej drżały, a oczy zaiskrzyły się.
Ale była tego wieczora najweselszą ze wszystkich dziewcząt, a gdy Gilbert podszedł do niej, prosząc ją o taniec, odpowiedziała mu bez skrupułu, że karnecik jej jest pełen. Potem, gdy siedziała z przyjaciółkami przed dogasającym ogniem przy kominku w „Ustroniu Patty“, nikt weselej od niej nie gawędził o wydarzeniach wieczora.
— Moody Spurgeon Mac Pherson był tu dzisiaj wieczorem po twojem odejściu, — rzekła ciotka Jakóbina, która nie kładła się spać, aby podsycać ogień. — Nie wiedział o zabawie. Młodzieniec ten powinien sobie przewiązywać na noc głowę chustką, żeby sobie przypłaszczyć uszy. Miałam kiedyś zalotnika, który to robił i pomogło, mu to bardzo. Ja mu to zaproponowałam, a on usłuchał mojej rady, ale nigdy mi tego nie przebaczył.
— Moody Spurgeon jest bardzo poważnym młodzieńcem, — ziewnęła Priscilla. — Zajęty jest ważniejszemi sprawami, niż uszy. Jak wiesz, ma zostać duchownym.
— Sądzę, że Bóg nie ogląda uszu człowieka, — odpowiedziała ciotka Jakóbina poważnie, przerywając dalszą krytykę Moody Spurgeona. Ciotka Jakóbina miała szczególny szacunek dla szat duchownych, nawet jeżeli chodziło o niewyświęconego jeszcze kapłana.