Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy skończyło się zebranie religijne, mężczyzna ten podszedł do Janiny i rzekł:
— Czy mogę cię odprowadzić do domu, Janino?
Janina przyjęła jego ramię, tak wdzięcznie i lękliwie, jakby miała zaledwie szesnaście lat i jakby ją po raz pierwszy mężczyzna odprowadzał do domu. Ania opowiadała o tem później dziewczętom w „Ustroniu Patty“.
— Panno Shirley, pozwoli pani, że jej przedstawię pana Douglasa, — rzekła sztywno.
Pan Douglas skinął głową i rzekł:
— Obserwowałem panią podczas zebrania i pomyślałem sobie: co to za ładna, miła dziewczynka.
Słowa te w innych ustach uraziłyby Anię, ale sposób, w jaki wypowiedział je pan Douglas, dał jej do zrozumienia, że był to rzeczywiście uprzejmy komplement. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i ruszyła za nimi po oświetlonej przez księżyc drodze.
Więc Janina miała adoratora! Ania była tem zachwycona. Janina byłaby wzorem żony, wesoła, gospodarna, wyrozumiała i prawdziwa królowa kuchni. Okrucieństwem ze strony natury byłoby utrzymywać ją w staropanieństwie.
— Jan Douglas prosił mię, żeby panią zabrać z wizytą do jego matki, — rzekła Janina nazajutrz. — Nie opuszcza ona domu, gdyż jest chora, chociaż nie obłożnie. Lubi jednak bardzo towarzystwo i zawsze pragnie widzieć moich pensjonarzy. Czy zechce pani pójść tam dzisiaj wieczorem?
Ania zgodziła się chętnie. Ale później, podczas dnia pan Douglas przyszedł w imieniu matki i zaprosił ją na kolację na sobotę wieczór.
— O, dlaczego nie włożyła pani swojej pięknej muślinowej sukni? — zapytała Ania, gdy opuszczały dom.