Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niedzielnej. Ciotka Jakóbina powiada, że jeżeli wyjdę za Jasia, złamię mu karjerę. Ale tak nie będzie. Wiem, że nie mam wiele rozumu, ale mam to, co jest ważniejsze: zdolność czynienia ludzi takimi, jaka ja jestem.
— Filo, jesteś niepoprawna. Ale kocham cię tak bardzo, że nie mogę wygłaszać teraz zdawkowych powinszowań, lecz szczęście twoje serdecznie mnie cieszy.
— Wiem o tem. W twoich wielkich szarych oczach widnieje szczera przyjaźń, Aniu. Przyjdzie dzień, gdy ja spojrzę w ten sposób na ciebie. Poślubisz Roya, prawda, Aniu?
— Moja droga Filipo, czy słyszałaś kiedy o owej słynnej dziewczynie, która odpaliła mężczyznę, zanim się jej oświadczył? Nie chcę jej robić konkurencji, nie mogę więc powiedzieć mężczyźnie „tak“ ani „nie“, zanim mi się oświadczy.
— Cały Redmond wie, że Roy stracił dla ciebie głowę, — rzekła Fila szczerze. — A ty kochasz go także, prawda, Aniu?
— Sądzę... sądzę, że tak, — odpowiedziała Ania, ociągając się.
Czuła, że wyznając to powinna się zarumienić, ale nie zarumieniła się. Rumieniła się natomiast zawsze, gdy w jej obecności wspominał ktoś o Gilbercie i Krystynie. Gilbert Blythe i Krystyna Stuart zupełnie jej nie obchodzili, zupełnie. Ale Ania zrezygnowała z zastanawiania się nad powodem swoich rumieńców. Co do Royala, to oczywiście była w nim zakochana... zadurzona. Jakże mogło być inaczej? Czyż nie był jej ideałem? Kto mógł się oprzeć tym wspaniałym oczom i temu przekonywającemu głosowi? Czyż połowa dziewcząt redmondzkich nie płonęła z zazdrości? I jaki czarowny sonet przysłał jej w dzień urodzin z pudełkiem fiołków! Ania umiała każde słowo tego