Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XXVII.
Wzajemne zwierzenia.

Marzec był tej zimy niezwykle łagodny i przyniósł ze sobą dni świeże i złociste i dźwięczne.
Dziewczęta w „Ustroniu Patty“ znajdowały się pod wrażeniem egzaminów kwietniowych. Uczyły się wytrwale. Nawet Fila zasiadła nad książkami z zapałem, którego trudno się było po niej spodziewać.
— Chcę zdobyć stypendjum Johnsona za matematykę, — oświadczyła spokojnie. — Mogłabym tego łatwo dokonać w greckiem, ale wolę zdobyć matematyczne, gdyż chcę dowieść Januszowi, że jestem niezmiernie mądra.
— Janusz kocha cię bardziej dla twoich wielkich brunatnych oczu i twego uśmiechu, niż dla całego mózgu, jaki kryje się pod twemi lokami, — rzekła Ania.
— Kiedy ja byłam dziewczynką, nie uważano za wytworne, aby kobieta znała się na matematyce, — wtrąciła ciotka Jakóbina. — Ale czasy się zmieniły. Nie wiem, czy na lepsze. Czy umiesz gotować, Filo?
— Nie, nigdy w życiu nie ugotowałam niczego, prócz ciasta miodowego, a i to było spartaczone. Płaskie w środku, a wysokie na brzegach. Znasz ten rodzaj. Ale cioteczko, jeżeli poważnie wezmę się do nauki gotowania, czy sądzisz, że ten mózg, który zdolny jest zdobyć stypendjum matematyczne, nie będzie się też nadawał do nauki gotowania?