Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w domu, Aniu. Nie rozumiem, dlaczego odjeżdżasz i opuszczasz nas.
— Nie robię tego dlatego, że chcę, tylko że muszę, Tadziu.
— Jeżeli nie chcesz, to nie musisz. Jesteś dorosła. Gdy ja będę dorosły, Aniu, nie zrobię niczego wbrew swojej woli.
— Przez całe życie, Tadziu, będziesz musiał robić rzeczy, którychbyś robić nie chciał.
— Nie, — rzekł Tadzio stanowczo. — Ani mi się śni! Teraz muszę robić rzeczy, które mi się nie podobają, bo w przeciwnym razie ty i Maryla posyłacie mnie do łóżka. Ale kiedy będę dorosły, nie będziecie tego mogły robić; nikt mi wtedy nie będzie mógł rozkazywać. Nie pozwolę na to! Wiesz, Aniu, Emilek Boulter mówi, że jego matka powiedziała, że ty jedziesz do uniwersytetu, żeby złapać męża. Czy to prawda, Aniu? Muszę to wiedzieć.
Na chwilę Ania zapłonęła gniewem. Potem roześmiała się, przypomniawszy sobie, że pani Boulter nie mogła jej swoją brutalnością myśli i mowy zaszkodzić.
— Nie, Tadziu, to nieprawda. Jadę studjować, kształcić się, uczyć się rozmaitych rzeczy.
— Jakich rzeczy?
— Rozmaitych, — odpowiedziała Ania.
— Ale gdybyś chciała złapać męża, jakbyś to zrobiła? Muszę to wiedzieć, — upierał się Tadzio, którego przedmiot ten widocznie szczególnie interesował.
— Zapytaj o to lepiej pani Boulter, — odpowiedziała Ania bez namysłu. — Sądzę, że wie ona o tym procesie więcej, niż ja.
— Zrobię to, kiedy ją znowu zobaczę, — rzekł Tadzio poważnie.