Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A teraz wyznaj, czy życie w „Ustroniu Patty“ nie było rzeczywiście o wiele jaśniejsze i milsze ostatniej zimy, gdy ja tu byłam, aby was psuć?
— Owszem, — przyznała Ania.
— I wszystkie mnie lubicie, nawet ciotka Jakóbina, która jest zdania, że jestem zupełnie zwarjowana. Więc dlaczego mam się starać być inną? O, moja kochana, tak mi się chce spać! Nie spałam wczoraj do pierwszej, gdyż czytałam okropną historję o duchach. Czytałam ją w łóżku, a gdy skończyłam, czy sądzisz, że mogłam wyjść z łóżka, żeby zgasić światło? Nie! I gdyby Stella nie przyszła na szczęście późno, lampa paliłaby się do rana. Kiedy usłyszałam kroki Stelli, zawołałam ją, wyjaśniłam jej swoje straszliwe położenie i poprosiłam, żeby zgasiła światło. Gdybym wstała sama, żeby to zrobić, napewno cośby mnie złapało za nogę w powrotnej drodze do łóżka. Ale Aniu, czy ciotka Jakóbina postanowiła wreszcie, co zrobi tego lata?
— Tak, chce pozostać tutaj. Wiem, że czyni to przez te przeklęte koty, chociaż powiada, że miałaby za wiele kłopotu z zakładaniem własnego gospodarstwa, a nienawidzi wizyt.
— Co czytasz?
— „Klub Pickwicka“.
— Przy tej książce jestem zawsze głodna, — rzekła Fila. — Tyle tam jest dobrego jedzenia! Wszystkie osoby stale się raczą szynką, jajkami i ponczem. Gdy czytam „Klub Pickwicka“, idę zawsze potem do kredensu posilić się. Na samą myśl o tem, przypomina mi się, że konam z głodu. Czy jest coś do zjedzenia w śpiżarni, Królowo Anno?
— Zrobiłam dzisiaj rano cytrynowy pasztet. Możesz dostać kawałek.