Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla zatuszowania go. Tego dnia jedli obiad razem z panią Linde, a pierwsze jej pytanie było:
— Czy cała twoja klasa była dzisiaj w kościele?
— Tak, — odpowiedział Tadzio, przełknąwszy ślinę, — wszyscy byli z wyjątkiem jednego.
— Czy odpowiedziałeś na pytania z katechizmu?
— Tak.
— Czy wrzuciłeś datki do puszki?
— Tak.
— Czy pani Mac Pherson była w kościele?
— Nie wiem. — „To przynajmniej jest prawdą“, pomyślał Tadzio.
— Czy ogłoszono jakieś zapowiedzi?
— Nie wiem, — odparł Tadzio drżąc.
— Powinieneś wiedzieć. Musisz więcej uważać w kościele. O czem kazał pan Harvey?
Tadzio łyknął potężnie wody i bezczelnie zacytował tekst, który był przedmiotem kazania przed kilku tygodniami. Na szczęście pani Linde przestała go wypytywać, ale Tadziowi obiad niezbyt tego dnia smakował. Nie jadł prawie nic.
— Co tobie? — zapytała zdziwiona pani Linde. — Czy jesteś chory?
— Nie, — mruknął Tadzio.
— Wyglądasz blado. Powinieneś nie wychodzić dzisiaj po południu na słońce.
— Czy wiesz, ile kłamstw powiedziałeś pani Linde? — zapytała Tola z wyrzutem, gdy tylko po obiedzie pozostali sami.
Tadzio wpadł we wściekłość.
— Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi, — zawołał. — Stul lepiej buzię, Teodoro Keith!