Strona:Lucjan Szenwald - Z ziemi gościnnej do Polski.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

On pogromowe drużyny rozjuszał,
Truł dusze, ciało odbijał od kości,
Judził i gwałcił, zwodził i przymuszał,
W Poznaniu chodził z policjantem na łów,
Na Ukrainie był echem wystrzałów.

4

A stawiał siebie przy Polski sumieniu,
A był jej hańbą i wielką obrazą:
Kto mu dał prawo dziś w Polski imieniu,
W imieniu ziemi, spalonej zarazą,
W imieniu ludu, co ginął w promieniu
Daremnej chwały i skrwawioną gazą
Skroń miał owitą — kto tej czarnej szajce,
Gdzie herszt jest zdrajca i kamraci zdrajce,

5

Dał prawo krzyczeć? I przed trybunały
Pozywać — kogo? Mówię bez patosu:
Kogo pozywać? Kraj, co wzniósł się cały,
Przytroczył Polski los do swego losu,
I na pierś swoją, niby na pierś skały,
Przyjmuje siłę centralnego ciosu,
I miota metal stopiony i ogień
Na wroga, który jest i Polski wrogiem!

6

Wy, coście kłodą i protestem legli,
Gdy chciały odsiecz nam nieść bratnie roty,
A gdy lud walczył, wyście go odbiegli,
Na rozbrojone siadłszy samoloty...
Patrzcie! Od równin, połonin i regli
Dymi żałoba. Ręce patryjoty
Z szyn wykręcają śruby. Gdzieś daleko
Nudzi kukułka i za wąską rzeką