Strona:Lucjan Szenwald - Z ziemi gościnnej do Polski.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
UMARŁEJ
I

Wiatr porankowy wśród nocy przywiał,
Rozwiał bezładnych snów niepokoje...
Dzisiaj rozmawiam z Tobą, jak z żywą,
Usta złożywszy na serce Twoje.

Przy mnie tu jesteś — w świateł topieli
Tak dotykalna i rzeczywista,
Jakby ten właśnie dzień nas rozdzielił,
A połączyła ta noc rzęsista.

Powiedz! Czy jakiś Orfeusz nowy
Wywołał Ciebie w powiewach świtu?
Chcę Ciebie nazwać — i źródłosłowy
Plączą się w jeden wyraz zachwytu...

Chcę Ciebie nazwać — znane imiona
Znowu głoskami martwemi dźwięczą...
Radość wzbroniona, radość miniona —
Możeśmy pili ją zbyt szaleńczo?

Możeśmy byli zbyt zakochani
I świat takiego szczęścia nie zmieści?
I znowu słowa, uwięzłe w krtani,
Gasną — jedyny okrzyk boleści.