Strona:Lucjan Szenwald - Z ziemi gościnnej do Polski.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
W STEPIE

Zawiane wiatrem ślady płóz,
W śniegu zmarznięty gnój kobyli.
Szeleszcząc, obłamuje mróz
Oszklone lodem kępki bylin,
I staw okryty białą kryzą,
I gdzieś na sinym końcu świata
Przesuwający się horyzont,
Granica stepu lodowata.
Igłami iskier kłuje szron,
Osrebrza twarz i łzę krysztali.
Ponad zaspami stada wron
Lecą ku ołowianej dali,
I dal otwiera się naoścież,
I ledwo się w przestworzach mieści
Olbrzymia pierś w siwym zaroście,
Równina wszechmogącej śmierci,
I rzekłbyś: glob, wśród martwych nieb
Wstrzymany w dosłonecznym biegu,
Zamarł, i skurczył się, i skrzepł,
I kędykolwiek stąpisz — biegun.

Lecz w ciszę stepu przybył pułk
I wrył się w śnieg zębami łopat,
Skorupę szkła kolbami stłukł,
Pod spodem ciepłej ziemi dopadł,
I przegryzł ziemię, niby kret,
I rozbił wyszczerzone bryły,