Strona:Lucjan Szenwald - Z ziemi gościnnej do Polski.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poleci w słońce białopióry orzeł,
Dom stanie w światłach od podłóg do pował,
Sojusz połączy dwie strony rubieży:
Wojna poczęła go, pokój rozszerzy.

XI

W pasie strzeleckim, w zielonym mundurze
Stoję — i owoc mam kamienny w dłoni,
Granat z nasieniem wolności. Gdzieś w górze
Lecą żórawie — oko ich nie zgoni.
Za chwilę trąbki głos obwieści burzę.
Pójdę — w piorunów i kopyt pogoni,
Pójdę — wyrąbać tor oddziałów bryłom.
Piechota, konie, czołgi runą w wyłom.

XII

Nad las się wzbiją strzałki samolotów
I zatoczywszy łuk, spadną na wroga —
Wielkie i lśniące. Z armatnich wylotów
Wystrzeli na świat groza i pożoga.
Dym będzie płynął wśród leśnych wykrotów,
Niby po ziemi włócząca się noga
Olbrzymiej chmury, co skryła niebiosy,
I będzie serc ofiara — będą stosy.

XIII

We krwi będziemy brnąć — krew nie zamaże
Naszej czystości, ból nie złamie woli,
I życie swoje tak oddamy w darze,
Jako się bratu daje garstkę soli.
Polsko! widziana przez marzeń witraże!
Wolna — bo my zburzymy gmach niewoli,
Silna — bo w boju przyjaciele z nami —
Witaj się, matko, z swoimi synami.

Dywizja, sierpień 1943 r.