Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystko zwiędło, trawki zbladły,
Zaległ ziemię liść opadły;
Wzmaga się pomrok wieczoru, —
Zimny wietrzyk mię owiewa,
Obnażone szumią drzewa,
I puszczyk huczy po boru.
Smętna myśl się w umysł ciśnie,
Z nią raz po raz łza zabłyśnie, —
Coś mię ciągnie do stóp krzyża,
Bije zdala dzwon kościoła —
Ach rozumiem! wszystko woła
Że i dla mnie czas się zbliża.“

Porównawszy to jesienne dumanie, z wiosenną piosenką przed kilką miesiącami złożoną, widzimy jedno i to same przeczucie, tylko przybrane, tam, w zielone liście i melodye słowików — tu, w liść opadły, zżółkły, i złowróżby krzyk puszczyka.... Im bliżéj nachylał się do grobu, tém posępniejszą szatę wdziewała natura, któréj był kochankiem i znawcą wszystkich jéj tajemnic i wdzięków.
Opatrzność, żeby poecie zrobić mniéj przykrą chwilę rozstania się ze światem, powołała go w najsmutniejszym miesiącu z całego roku..... Umarł 12 grudnia 1861 r.
Zima, to przedsmak grobu. Umierający po-