Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stępować z podobnemi pomysłami, a chociaż był ich autorem, zaszczyt inicyatywy zostawiał innym. Jakże w tém niepodobny do owych projektowiczów, co budzą się z projektem, zwołują narady, układają programa, agitują, zapowiadając wielkie rezultaty, aby nazajutrz z nowym się obudzić, — a wszystko ku wielkiéj chwale człowieka, dniem i nocą zajętego szczęściem publiczném, o czém, ma się rozumiéć, jeżeli nie piszą szeroko gazety, to czwarta ich stronnica pewno nie milczy. Morawski wolnym był od téj słabości. Przekonany, że w cichości najlepiéj rzeczy się robią, podobnie jak cicha jałmużna najprościéj dostaje się do nieba; w rozmowach, w listach poufnych, najwięcéj pomysłów swych zostawił, które, mimo że im zbywało na publice, nie mniéj dostawały się do ludzi, pobudzały do użytecznych przedsięwzięć, a często modyfikowały lub prostowały skrzywione kierunki. Można powiedzieć, iż żaden ruch, żadna dążność nie była dlań obcą, lubo się do niéj bezpośrednio nie mieszał; w czém przypomina Jouberta, przyjaciela Chateaubrianda, który śród największego waru wielkiéj rewolucyi, umiał dla głębszych swych pomysłów i zdań jednać zwolenników i przygotowywać zastęp ludzi mogących