Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powiedział mi Autor listem, na trzech wielkich arkuszach drobnego pisma skreślonym. Że żądał niezwłocznego zwrotu téj repliki, posiadam ją tylko w kopii. Cały ten list znajdzie pewnie kiedyś miejsce albo w całkowitém wydaniu pism Jenerała, albo w jakiem dziele o tegoczesnéj literaturze naszéj. Tu podaję więc kilka tylko dowcipnéjszych okresów z samego wstępu:
„„Krytyk — pisze Morawski — obsypuje mię z początku takiemi pochwałami, że z całą szczerością serca mówiąc, pomimo największéj miłości siebie, nie mogę nienazwać ich zbytecznemi, przesadzonemi. Lecz za to, po zdaniu sprawy o treści dziełka tak przez kilka stronnic gromi, jakby mu żal było, że mię tak skwapliwie pochwalił. Bez wytchnienia już odtąd siecze, i nakoniec ledwie kilku obrazom i szczegółowym rysom przyznaje jakąś wartość i zasługę. Przepraszam za trochę niskie porównanie, ale krytyk przypomina mi owego poczciwego i zacnego komisarza obwodu, który cierpiąc na tém, że przykrego musi dopełnić obowiązku, wchodzi do domu szlachcica z wszystkiemi formami grzeczności, chwali jego gospodarkę, koniki, dziateczki, i obrazki po ścianach rozwieszone, aby mu późniéj