Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tera ojaśnionego słońcem Rzymu, zatrącającego okropnie niemczyzną, przybranego w kurtę sarmacką, któraby piwniczemu Batorego ledwie do kroju przypadła, i w téj kurcie mówiącego znowu językiem Petrarki, rozumującego z wyższym smakiem o cudach sztuk Italii, w każdym kroku chcącego kopiować Czarnieckiego, w każdym czynie patrzącego na historyę, chciwego sławy, nie znaczenia zwykłego; najbieglejszego historyka i znawcę dziejów ojczystych, najtrafniejszego obserwatora charakteru narodowego, kobiet naszych; prawiącego ciągle tysiące śmiesznych dykteryjek o Polakach, wiecznie podciągającego stare pludry, zwinnego często lisa, zwłaszcza z cudzoziemcami; nakoniec kochającego Polskę szczerze, jako pole swojéj sławy, jako drogę do wielkiego imienia. Oto go masz zrysowanego lecz dopiero w części. Jestże takim w Panu Tadeuszu? Gdyby nie było mowy o Legionach i imieniu Dąbrowskiego, możnaby w tym samym obrazie umieścić Biegańskiego, Hebdowskiego, Kopcia. Nikt go może bliżéj nie znał odemnie; nikomu się tyle nie zwierzał przez lat jedenaście, co mnie; przed nikim nie obnażył tak prawdziwego Dąbrowskiego jak przedemną, dla tego téż ja może najmniéj będę zawsze za-