Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Nie wiem, pisze on do Kajetana Koźmiana — co w. książę na to powié, że Rautenstrauch swojéj żonie pozwolił grać na publicznym teatrze; jest bowiem cokolwiek różnicy na sali dobroczynności, a na teatrze. Obaczysz że będą gniewy. Po co oni Osińskiemu psują chléb; nie bardzo to dobroczynny zamiar. Czemu raczéj o biednych chłopach i żebrakach sami panowie nie myślą, co to po ich wsiach żołędzie jedzą, dzieci mnóstwo z nędzy umiera i z nieszczepionéj ospy, a żebraków tyle, o których się ani spytają dziedzice? Pierwszy obowiązek pomyśleć o tych, których nazywamy się panami, a którzy siły swoje dla nas stargawszy przyszli do nędzy. Możnaby bezpiecznie Warszawie zostawić opatrzenie swoich; lecz wtedy dobroczynność pełniona na wsiach nie wpadałaby tak w oczy; nie możnaby z niéj takiéj parady robić. Oto cały sekret. Czy téż uważasz, że między kobietami Towarzystwa Dobroczynności, nie masz i jednéj z miejskiéj klasy, lecz wszystko magnatki.“
Posłuchajmy co mówi o misyach nakazanych w całem królestwie i odprawianych z wielką okazałością:
„Co się tyczy misyi, urządzenie o którém