Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

źmianowi, czy o nich mówić dość że dla farsy chciał jednego podszczuć przeciw drugiemu: zwykle bowiem na obiadach czynił sobie uciechę i kłócił między sobą literatów. Z tego to powodu pisze doń Morawski:
„Znamy się na niewinnych figielkach JWgo Opinogórskiego. Magnat chce się biédną szlachtą bawić. Ani Hohenlohe ani nawet Tomasz Grabowski nie dokazałby tego cudu, aby mnie z Koźmianem pokłócił, którego serce moje tak kocha, jak rozum szanuje. Różnimy się zdaniem bo często może nie chcemy się rozumieć, lecz w sercach zgoda zawsze gotowa.“
Przyjaźń ta trwała nietylko do zgonu, lecz z ojca przeniosła się na syna. Ścierano się w zdaniach, umiejąc się szanować wzajemnie.
Najwybitniéj maluje się ówczesne przekonanie Morawskiego w następującym liście do Kajetana Koźmiana.
„Wpadłeś na mnie i to niesłusznie za romantyzm. Nie bronię ja tego co jest dziwaczném, głupiém i podłém lecz nie w rodzaju romantycznym dostrzegam ja tego, tylko w dziełach tych autorów, którzy pisząc w tym rodzaju, pośliznęli się, jako w niebezpiecznym zawodzie. Zresztą