Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w Szląsku nawet mówiono mi o nim. Zastanowiłem się jak rymy jego mogły go tak głośnym uczynić, i wytłómaczyłem sobie to temi wierszami, które kiedyś tam zrobiłem:

Sława, co życie nasze przedłuża za grobem
Szczególnym dzieła ludzkie wygłasza sposobem:
Z dwóch stron sobie przeciwnych dwie trąby przytyka,
Jedną głosi Byrona, a drugą Jaksika.

Mimo tego, gdy rzeczywiście otrzymał wiadomość, że Jaksa chory i bez grosza, za pośrednictwem żony swojéj posłał mu pieniężny zasiłek... Innym razem widząc go, tak się o nim wyrażał:
„Biédny Jaksa! smutny niezmiernie, płakał tu nieborak, rozmyślając nad swym losem bez nadziei. Litość brała patrząc na niego, i zupełnie mi się z nim figlów odechciało.“
Nastały spory z romantykami, Marcinkowskiemu dano spokój, tém więcéj, że i sam z tonu spuścił — i wyrobiono mu miejsce inspektora szkół w Płocku.
Nieraz zastanawiałem się nad tém zjawieniem się Marcinkowskiego, które nie było bez głębszego znaczenia. Że wiersze pisał i liche, w rozumieniu, że są najczystszéj wody — to przecież każdemu wolno, i rzemiosło to wyzwolone praktyko-