Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dostatek cnoty i rozsądku w innych, nigdy w obec srogiego naczelnika godności swéj nie poniżając, nigdy się zdania swego nie wypierając. Ilu niesprawiedliwościom tym sposobem zapobiegł, ilu kolegów od nieszczęścia uchronił, to już dziś mało kto może pamięta, ale Bóg mu zapewne do najważniejszych zasług policzy.
W pierwszych zapewne latach kongresowego królestwa wykonał on przekład Andromachy Rasyna, kiedy grono literatów warszawskich: Niemcewicz, Kajetan Koźmian, Osiński, Kruszyński, Mostowski, a z nimi Morawski, zaczęło myśleć o podniesieniu sceny narodowéj, tak przez krytykę jak dzieła oryginalne i przekłady klasycznych wzorów. Wtenczas to w „Gazecie Warszawskiéj“ zaczęły się ukazywać krytyki ze znakiem X. Y. Z. wychodzące od tego grona; Morawski dostarczył kilku krytyk sztuk przedstawianych i nie obwijając w bawełnę, ciął prawdę i aktorom i autorom, co wszakże zaniepokoiło Osińskiego, jako dyrektora teatru narodowego, który w tych surowych, choć słusznych sądach, widział niebezpieczeństwo dla kasy teatralnéj. Krytyki te prędko ustały, co służy za jeden więcéj dowód, że gdzie sztuka dramatyczna przez monopol przywileju zabezpieczoną