Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/437

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ta więc jest droga, którą powstawały w części kompozycye Zygmunta — droga trudna, lecz wielka, rzadka lecz jedyna, dla wielu niepojęta, choć głęboko prawdziwa.
Przy takiem podniesieniu ducha wieszczego, jakże nizko spadają wszystkie z strasznem zarozumieniem budowane dziś rusztowania estetyki, wszystkie metody poetyk i retoryk! Cóż innego ów język doktryn społecznych i dyplomacyi, co na każdą godzinę bełkoce taką prawdę i za nieomylną przedaje, jaka wystarcza na zamaskowanie pozioméj namiętności lub interesu!
Biorąc pochop z powyższéj rozmowy skreślił Mickiewicz przyszły kodex poezyi w tych słowach: „kiedyś niebędzie wolno mówić niby z natchnienia wyższego, niebędąc istotnie natchnionym; że ktoby prawił, jak to bywa dzisiaj, o aniołach, o szatanach, o tajemniczych rzeczach w naturze, niewidziawszy ich w duchu, będzie miany za bezczelnego.“
Tym sposobem poezya stanie się znowu, czém była niegdyś w czasach proroków, czém była za Orfeusza i Muzeusza — a wtedy odzyska prawo do względu i szacunku ludzi.
Podniosłem w krótkim tym rysie, poświęconym żywemu wspomnieniu zgasłego wieszcza, tę jedną