Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/432

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziełu — które mieni być narodowem — (było to już na trzeciorocznym kursie) — przygania autorowi nieznajomość ducha ludu słowiańskiego, dla tego, że usymbolizował go w chórze Lokai i Rzeźników. — Zdaniem mojem niesłuszna to przygana, z téj miary, że poeta właśnie chciał wydać wyrok potępienia na to, co się dzieje ludzkim wymysłem, a nie po myśli Bożéj. Wymysły ludzkie, fałszywe doktryny, najłatwiéj przecież przylegają do pewnych warstw ludu, co liznąwszy tak zwanéj miejskiej ogłady, pozbył się prostoty i wiary... Widzieliśmy przecież to w rzeczywistości, co profesor naganił w poezyi. — Cała Nieboska, niczém niejest, tylko piorunem gruchocącym tę doktrynę samolubstwa i pychy człowieczéj, co wypowiedziała posłuszeństwo Bogu; — dlatego na ruinach zburzonego świata, zwątpiałemu w siebie bohatérowi ukazał poeta znak odkupienia: Zwycięztwo Chrystusa! Jest to zatem i pogrom na złe i ukazanie prawdy wiekuistéj.
Drugi raz Juliusz Słowacki — także w obronie niby ludu — cisnął mu w oczy cudną fantazyą — ale tylko fantazyą — na którą wieszcz odpowiedział zwycięzko, zwłaszcza gdy rzeczywistość prze-