Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Domyślam się co tu Wpanią sprowadza. Czy stoisz po stronie nieposłusznych?
Chciałam odpowiedzieć!
„— Dosyć już, ani słowa — dodała przerywając; dziś wieczór pogadamy o tém. Książe Pan niepomału gryzie się tém szaleństwem, niepotrzeba go dręczyć.
„W rzeczy saméj znalazłem smutnie usposobionego starego księcia, co oddziaływało na towarzystwo zebrane w salonie. Rozmowa téż była urywaną. Pani Wartensleben dała znać, że niezejdzie do salonu z powodu migreny; a książę Ludwik co chwila wybiegał, niemogąc na miejscu dosiedzieć. Rodzice jednak zdawali się niezwracać na to uwagi. Stara księżna wcześnie pożegnała kompanię i dała mi znak żebym poszła za nią. Znalazłszy się sama w jéj apartamencie, rzekła do mnie:
„— Powiedzże mi, z jaką misyą przybywasz od tych nieszczęśliwych dzieci? Gdzie jest jego żona?
„Wahałam się odpowiedzieć.
„— Mówże gdzie jest? Nielękaj się mego gniewu.
„— Tutaj! — odrzekłam.
„Księżna wzdrygnęła się.