Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

planu W. księżnéj; podług tego miałam z żoną Księcia Ludwika pojechać do Belfort lub do la Chapelle i tam czekać, póki Książe nieprzełamie pierwszych wybuchów ojcowskiego gniewu. Pan Oberkirch pozwolił mi wmięszać się w tę sprawę, zalecając największą roztropność, aby w niczem nienarazić się staréj księżnie, mającéj dla mnie tyle względów.
Wyjechałam nazajutrz rano w karecie Księcia Ludwika, w towarzystwie téj pary gołąbków zakochanéj w sobie aż miło. Młoda księżna drżała jak listek, ale Książe ją uspokajał, mówiąc: Moja matka, to sama dobroć! —
— Opieraj się Książe na Jagiellonach — mówiłam mu — to gałąź twego zbawienia.
— Czyż tyle razy nieocalili i kraju swego i chrześcijaństwa? — dodawała z pewną dumą księżna Marya. Przyjechaliśmy w wieczór. Chciałam natychmiast wyprawić Księcia Ludwika do Montbeliard, ale się uprosił do jutra rana, dodając: Ta noc potrzebna mi do przygotowania się; pierwszy moment powitania, to trudny do zgryzienia orzech.
„Odjechał więc nazajutrz. Młoda jego małżonka płakała przez cały dzień, a lubo starałam się uspokoić ją, nic niepomogło. Cały czas stała