Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w tém własny interes, że ciągle osłabia wiarę naszą w mistrza i dołki pod nim kopie. Trzeba udać się do króla i otworzyć mu oczy; bo raporta Moszyńskiego musiały mu w najgorszym świetle wystawić mistrza. Raz obaliwszy jego powagę, zainteresujemy króla jegomości dla wielkiego dzieła.
W rzeczy saméj zrazu chciano wciągnąć króla Stanisława Augusta w te kuglarstwa, ale światły i przezorny monarcha polecił był Moszyńskiemu jako biegłemu chemikowi, zdawać sobie raporta z tych wszystkich operacji.
Niedługo jednak trwała ta zawziętość adeptów przeciw Moszyńskiemu, który przyjechawszy na Wolę około wieczora, a opadnięty wyrzutami z powodu ujęcia drogocennego płynu, najspokojniej odpowiedział, że płyn zawarty w małéj flaszeczce, przelany w trzy razy większą niemoże jéj napełnić. Adepci donieśli o tém mistrzowi, ale ten nietracąc głowy, upierał się przy swojem, jako owa flaszeczka była tajemniczem naczyniem, nie mogącem być zastąpionem przez inne sprofonowane.
Różne te okoliczności bardzo zachwiały wiarę adeptów, pomiarkował to Wielki Kofta i zebrawszy