Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
12

Kędykolwiek się schowam; czy na Alpów szczyty,
Czy cicho na dnie dolin siedzę gdzie ukryty
Opasany górami, co pod gwiazdy pną się,
Wszdzie mię, wszędzie znajdziesz niezbłagany losie
Chociaż nad Don ucieknę, lub ujścia Nilowe,
Do Gades, lub na morze gdzie podbiegunowe,
Aby znaleźć spoczynek — próżna, próżna rada!
Amor wszdzie dogania i swój żar podkłada.....

Dziw mi jednak, jak dzieciak tak mały i ślepy,
Ośmiela się mię ścigać nawet w te wertepy!...
Co mówię!? On się przedarł do Jowisza tronu,
I Plutona dosięgnął choć u Flegetonu;
Ennosigeus gorzał bobrując przez lody,
Piękny Apollo pasał Admetowe trzody,
Herkul prządł, a Polifem zawodził w swéj jamie;
Eacid przeciw Frygom już kopij niezłamie; —
Bo Gnidyjczyk nad światem panuje udzielnie,
Na pewne w piersi mierzy i rani śmiertelnie. —

Niegdyś szło mi to gładziéj! Młodzieniec gorący
Sam wpadałem w Cyprydy ogród czarujący,
Swięte kadzidła sypiąc na ołtarz Pafii
Z wiązką zielonych mirtów, i róż, i lilii.
Dzisiaj siła wątleje, i włos koło skroni
Srebrzy się — przykra starość niebawem dogoni.....

Próżnom od téj napaści chciał uchronić boku;
Lecz chytry Amor zmusza dotrzymać mu kroku,