Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
11

Och! wyrwać się z jéj ramion, tych liliowych oków,
Rzucić tyle całunków, igraszek, uroków!
Czy podobna bez bólu, komuś, co ma duszę,
Pisać się dobrowolnie na takie katusze?

Gdym niedawno to straszne pożegnania słowo
Wymawiał, cząstko moja, i duszy połowo!
Zarzuciłaś mi z płaczem na szyję ramiona
Przytulając do serca i łono do łona;
Pałające twe lice łez rosą się myły —
I mnie równie jak tobie łzy się z ócz puściły —
Wtedy dłoń z dłonią, usta zbiegły się z ustami
I obojeśmy rzekli: Żegnaj mi — Bóg z nami!

Mego króla rozkazy, toż cesarskie boje,
I ten odjazd zmuszony — przekląłem oboje.
O znośniejby mi dzielić los tego, co w płutno
Omotany, krew sącząc znalazł śmierć okrutną;
I Leandra szczęśliwszym nazwałbym od siebie
Chociaż go srogi Amor w przepaści mórz grzebie;
Bo gdy Hero ujrzała wyrzucone zwłoki
Mszcząc się śmierci kochanka padła w nurt głęboki.
Ja zaś wiodąc po świecie ten żywot tułaczy,
Niemogę zgadnąć miejsca gdzie mię śmierć zahaczy.
Podobny ściętéj trawie którą Auster miecie,
Bez wytchnienia mną pędzi los po całym świecie:
Już przybywam gdzie Febus z wód eojskich tryska,
Już, gdzie się w tartezyjskie nurza topieliska,
Już być muszę gdzie Notus burze za się wiedzie,
Lub gdzie parhaski niedźwiedź przyjeżdża po ledzie.