Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ujrzał człowieka rozciągnionego na ziemi — w konwulsyach, a do koła 7 czy 8 osób to skaczących, to płaczących, to śmiejących się. „Byłem pewien, że ów konający był ojcem rodziny. — Gdy nikt z obecnych niezważał na moje przybycie, zbliżyłem się do komina, gdzie dobry ogień buchał i oczekiwałem końca téj dziwnéj ceremonii. Przez kilkanaście minut rzeczy zostawały w tym stanie, aż nagle ów umierający zerwał się na równe nogi, dał trzy lub cztéry szalone susy, z najprzeraźliwszym wrzaskiem.“ — Długo jeszcze odgrywały się podobne komedye i nasz podróżny mimo zapytań gdzie jest i kto są owi opętani, zaledwo w końcu usłyszał od jakiejś 45letniéj kobiéty te wyrazy: Cudzoziemcze, wiemy od wczoraj żeś tu miał przybyć. Cieszy nas to. Brzydź się grzechem, kochaj Boga, a pomożemy ci do twojego odrodzenia się. — Dziękuję uniżenie — odrzekł Węgierski — ale ten świat tak mię nie bawi, że wcale niemam ochoty urodzić się powtórnie. — Na to owa niewiasta: Jestem matką Izraela; o mnie wzmiankuje 12sty rozdział Apokalipsy; mam księżyc pod nogami a koronę z dwunastu gwiazd na czole... Po długiéj rozmowie niedorzecznéj ze strony matki Izraela, a dowcipnéj ze strony podróżnego — znalazł na-