Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Któż jest coby niezajrzał losu majora Aekland — woła z uniesieniem Węgierski — z taką kobiétą jak Milady niemożna być nieszczęśliwym!“ Gdyby pozwalało miejsce, a właściwie gdyby to się łączyło z charakterem osoby, skwapliwie przytoczyłbym wyjątki z niektórych jego przygód opisanych nadzwyczaj malowniczo. Co za wyborny wizerunek jakiejś księżniczki z dzikiego pokolenia Taskorara, będącéj za jakimeś Alzatczykiem, który przystał do Indyan! Po kilku szklankach rumu księżniczka puszcza się w pląsy — a Węgierski dowcipną robi uwagę: „zapewne nielada różnica między tymi konwulsyjnymi skokami, a nieporównaną gracyą panny Guimard; za to znalazłem dość blizkiem podobieństwo z barbarzyńskim jéj śpiewem, a śpiewem opery paryskiéj.“ — Dzika księżniczka podochociwszy sobie, chciała go gwałtem ożenić z którą swych sióstr, szczęściem wywinął się bez szwanku, poczęstowany na pożegnanie głośnym pocałunkiem i wódką. W drodze z Albany do Bostonu również pocieszna spotyka go przygoda; zabłąkany w lesie, puścił koniowi cugle, aż w końcu ujrzał migające światełko. Po rozlegających się krzykach i śmiechach, sądził, że to była karczma. Lecz jakież było jego zdziwienie, gdy wszedłszy do izby