Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Boskiego mocno jąwszy się zakonu
Jego przestrzegał do dni swoich skonu....

Ta jego strona tak w nim przeważa że kapłaństwo myśli narodowéj nikomu niepodobna by oddać na te czasy, tylko jemu jednemu, co czuł za wszystkich, co się czuł we wszystkiem, wreszcie stał na wysokości wielkich wysileń i przeznaczeń rzeczypospolitéj ciągle przypominając czego się trzymać, w co ufać, któremi drogami chodzić, pod jakiem godłem i w imie czego hamować się lub zwyciężać. Mógłby kto dzisiaj zarzucić: a jego fraszki i epigramatu czyż są w harmonii z tą poważną szatą kapłana, w jaką go oblekam? przecież cenzura skazała je na ogień, powiadając że mieszczą: multa obscena, et turpia, ac famam et honorem multarum personarum tangentia. — Uważałem to, że ludzie głębokiéj i szczeréj wiary, nigdy prawie niebywają surowi jak Katony, ponurzy jak kwakry, i ciągle baczni na raz przyjętą rolę, jak ten, co mnicha udaje. Dusza im więcéj oddana niebu tem swobodniejsza i weselsza względem świata; dobry humor, pusty żart światowy, to jakby wypoczynek w ciągu wędrówki po wyżynach duchowych, to jakby przypomnienie, że się do ziemi i ludzi należy. Wreszcie nasi ojcowie; w ogóle byli jowia-