Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/427

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ków; jedna ich kompanja wraz z kapitanem Francuzem zniesiona zupełnie przez krajowców. Ryż znacznie tu podrożał wskutek tych zamieszek, a prawdopodobnie i rozbojów nie zabraknie, jak zwykle bywa przy takich okolicznościach. Bliższych szczegółów walki nie piszę, bo nie wiem o nich. Ostatnia poczta, przez którą list od Ojca otrzymałem, przyszła zupełnie przemoknięta. Mam mocną nadzieję, że nie dopuści Matka Najśw., żeby wojujący zniszczyli to, co już mam wybudowanego, bo to przecie grosz ubogiego, ale kto wie, czy nie przyjdzie nam prochu nieco powąchać, bo zaburzenia coraz więcej do Fianarantsoa zbliżają się — fiat voluntas Dei — co i jak Bóg da, tak będzie najlepiej... Narazie tyle drogi Ojcze. Idę obecnie na zebranie do Fianarantsoa, jak się tam coś więcej dowiem to tu dopiszę... Niech Ojcu drogiemu Matka Najśw. dopomaga i błogosławi we wszystkiem.
Dopisek (w Fianarantsoa). Nowin o bijących się nie mamy tu prawie żadnych, to tylko mówią, że trudno Francuzom idzie, bo krajowcy nie walczą szykiem bojowym, tylko ukradkiem strzelają z zarośli, lub innych kryjówek tak, że Francuzi nie wiedzą, skąd i kiedy kula padnie.

(Z listu do M. Magdaleny od 5 ran P. Jezusa, Karm. na Łobzowie, wyjątek).


Fianarantsoa, 12 lutego 1905.


...Dotychczas muszę żyć nadzieją przyszłości, bo o założeniu ogrodu jeszcze u mnie mowy być nie