Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeszcze mają później nadejść i t. p., nie było końca, przegawędziliśmy może bodaj czy nie do północy. Ale nie mogłem pozwolić na to, bo moje pisklęta strasznie były zmachane, ułożyłem ich do snu, a sam się wyniosłem, żeby im nie przeszkadzać. Rzecz jasna, że na sen niedługo czekali i nazajutrz słońce już dobrze było podeszło, a oni jeszcze zawzięcie chrapali. Powróciwszy do siebie wieczorem, tak byłem uradowany, że bez kolacji poszedłem spać. Dziękowałem Matce Najśw. Pannie za Jej łaskawość, że mi znowu wraz moje pisklęta i cieszyłem się, a jeść nie mogłem. Zasnąć tez nie udało się zaraz. Bardzo mi pilno było do rana, żeby pójść do moich bidaków i cieszyć się ich powrotem. Podwójnie mnie cieszy przybywanie dawnych moich chorych; przedewszystkiem jest to z ich strony prawdziwy dowód żywej wiary, a powtóre będzie z nich dobry początek nowego schroniska, bo między nimi jest wielu prawdziwie dobrych z gruntu, praktykujących katolików. Za co wszystko dzięki i chwała Mateczce Najświętszej niech będzie po wszystkie wieki.
Co niedziela po Mszy św. chodzimy oglądać nowe schronisko; podoba się moim pisklętom wszystko i cieszą się, że będą mieszkać jak wazaha, to jest, ze w domu jest podłoga i okna ze szkłem. Czy z tych, co dożyją do ukończenia budowy, wszyscy zechcą być przyjętymi do schroniska, to jeszcze pytanie; budowa im się podoba, ale przyszłego regulaminu zakładu nie znają; może niejeden nie zechce się poddać temu regulaminowi, a w takim razie będziemy musieli się rozstać. Niech taki idzie szukać schroniska, gdzie mu się podoba, wolę stra-