Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i szkarada grzechu przedstawia mi się w sprzeczności jaką spostrzegam, kiedy myślą patrzę na ukończone i zamieszkane schronisko, drzewa, kwiaty, ptaszki, owady i t. d. — wszystko to rzeźwe i wesołe po swojemu wychwala wszechmoc Stwórcy, jeden tylko człowiek pod brzemieniem grzechu, którego rany pokrywają całe jego ciało, albo co gorzej duszę, smutny i ponury pochyla się ciągle do tej ziemi, od której trudno mu serce oderwać. A tak, niestety, przedstawia się teraz świat cały. Miłosierdzie Boże widzę w tem wszystkiem równocześnie — Pan Jezus chłoszcze, pokrywa ranami, każe cierpieć, bośmy na to zasłużyli, a mimo to miłość jego ku nam nie ma granic, nie brzydzi się wcale wchodzić do tych plugawych, gnijących ust trędowatych swoich dzieci i do bezporównania plugawszego i szkaradniejszego serca ich niegodnego posługacza, wszystkich nas bez wyjątku chce mieć u siebie na wielki. Te dwie myśli często mi przychodzą i niewiem, cobym dał, żebym tylko mógł sam z nich skorzystać jakby można i trzeba, i moim czarnym pisklętom wytłómaczyć to należycie i tym sposobem podnieść nieco ich dusze do Boga.
Wy teraz często żalicie się na upały, a my przeciwnie, kulimy się, bo lipiec takie ma tu znaczenie, jak w Europie grudzień. W dzień niezimno, kiedy słońce grzeje i niema silnego wichru, ale w nocy daje się zimno czuć nieźle.
Od kilku lat żywię się przeważnie ryżem, a dopiero niedawno dowiedziałem się, że korzeń ryżu to silna trucizna, ugotować ten korzeń i napić się tej herbatki, to dobry paszport na tamten świat.