Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wie z posterunków i muszą się kurować, bo chodzić nie można mając nogi poranione; często trzeba przesiedzieć kilka tygodni nim wreszcie da się obuwie na nogi włożyć. Samo cierpienie, to jeszcze fraszka, ale co to czasu traci się przez pchły, to aż wspomnieć straszno. Dobrzeby było, żeby ci wszyscy, co mają powołanie, czyto do misyj w ogóle, czy do trędowatych, nie zapominali, że te afrykańskie pasożyty wszystkich bez wyjątku napadają, więc i im przyjdzie z tem utrapieniem mieć do czynienia. Lepiej bowiem przed wybraniem się w drogę rozważyć wszystkie pro i contra, niż potem cofać brykę. Zdaje się mi, że gdyby te napastniki były cokolwiek większa, to byłyby groźniejsze, niż indyjskie kobra, bo takie to małe, a tyle ma jadu w sobie, ledwo utnie, już się ciało jątrzy.
Przestanę już drogiego Ojca zanudzać moim piśmidłem, bo oczy nie na żart się kleją, trochę trzeba podnocować. Bardzo a bardzo proszę Ojca o pamięć w modlitwach.